aaa4
Dołączył: 05 Lip 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:31, 19 Lip 2017 Temat postu: splywa |
|
|
Babunia Jagodka spod przymruzonych powiek przypatrywala sie zdobyczy, szacujac wsciekle, lyskajace po bokach slepia, rysie kepki wlosia na stulonych gniewnie uszach i ciche warczenie, ktore dobywalo sie z gardla zwierzecia. Potem ostroznie zwolnila uscisk. Zamiast uciekac, kocica z wyrazna uciecha zatopila kly w Babcinym kciuku. Nie byla rzecz latwa, bo Babunia ruszala sie zwinnie jak jaszczurka, lecz teraz zdolala pochwycic jedynie koniuszek ryzego ogona. Kot Wiedzmy zasyczala gniewnie na podobna zniewage, smyrgnela w bok, wygiela sie w powietrzu i odwrocila niby fryga z rozcapierzonymi pazurami; jej skoltunione, marchewkowe futerko stanelo deba, z oczu strzelaly iskry. Zazwyczaj tylko straszyla pacholkow i obsikiwala im przyodziewek, kiedy swawolili po stodolach z dziewkami kuchennymi, ale teraz mierzyla prosto w gardlo. Chciala zabic, chciala poczuc krew tego bezczelnego stworzenia, ktore osmielilo sie wyzwac kocice w jej wlasnej stajni.
Tamtego wieczoru Kot Wiedzmy nauczyla sie jednej rzeczy - wiedzmy nie nalezy irytowac bez wzgledu na to, jak krucho, staro i niezgrabnie wyglada. Konkretnie przekonala sie o tym w chwili, kiedy Babunia, ktora przytomnie nie wypuscila z dloni kociego ogona, wyrznela nia poteznie w podtrzymujaca strop belke. Zakonczywszy zwyciesko utarczke, bez ceremonii zapakowala zwierze do wiklinowego koszyka, dla pewnosci obwiazujac wieko sznurkiem. Potem ulozyla sie wygodnie na sianie, okrecila konska derka i zasnela, ukolysana dobywajacymi sie z koszyka pelnymi furii pomrukami. Byla zadowolona jako rzadko. Wsrod wymizerowanych wioskowych kocurow nie trafial sie podobny szatanski pomiot i zazwyczaj musiala niemalo czasu zmitrezyc, nim zwierzak nabyl dosc sprytu i zlosliwosci, by pelnic trudna sluzbe wiedzmiego pomocnika. A tamtej jesieni Babunia miala dosc innych zajec.
Kot Wiedzmy nigdy wiecej nie rzucila sie na Babunie Jagodke. Nawet wowczas, gdy odkryla, ze urok nie pozwala jej uciec z Wilzynskiej Doliny i chocby calymi nocami wloczyla sie po gorach, o swicie nieodmiennie powroci zlachana na prog Babcinej chatki. Wiedziala, ze wiedzma jest od niej wieksza, silniejsza i bardziej zlosliwa. Nauczyla sie darzyc ja rodzajem niechetnego szacunku i zazwyczaj nie wchodzily sobie w droge. Za to wszelkie inne stworzenia, nie wylaczajac wiesniakow i kozlow, ktore od czasu do czasu pojawialy sie w obejsciu, przesladowala i dreczyla bez zadnego milosierdzia. Ostatecznie byla Kotem Wiedzmy i znala swoje obowiazki.
Siadywaly z Babunia Jagodka w przeciwleglych katach izby - wiedzma na wilklinowym fotelu wylozonym poduszka ze splowialego szkarlatnego aksamitu, kocica na piecu, na dywaniku splecionym z welnianych galgankow. Ogien trzaskal w palenisku, a ich czujne, przymruzone slepia spotykaly sie czasem nad plomieniami i szacowaly bacznie. W pewien sposob byly do siebie podobne, obie brudne, wredne i niechetne obcym. Babunia czula nawet swoista dume, kiedy odkrywala w piwniczce scierwo kolejnego bazyliszka zakopcowanego na okolicznosc srogiej zimy albo potykala sie o trzy ogniowe koboldy z ukreconymi lbami, niczym myszy ulozone na progu w zgrabnym rzedzie. Lubila, gdy posrodku nocy budzil ja placzliwy skowyt wioskowego psa, czy wrzask zlodzieja, ktory nieopatrznie zapedzil sie na wiedzmie podworko. Tylko w wilgotne wieczory przypominala sobie niekiedy o starym kocurze, ktory sypial grzecznie w nogach lozka, aby mogla ogrzewac on zziebniete stopy - a po odmienieniu do czlowieczej postaci i inne sztuki wyczynial pod pierzyna, na ktorych wspomnienie Babuni Jagodce krew bila na gebe, choc byla niewiasta doswiadczona. Kot Wiedzmy pozostawala calkowicie nieswiadoma babcinych wspominek i tesknot.
Zmierzala wlasnie ku wiosce waska sciezka pomiedzy rdestem, lopianem i nader bujnie rozkrzewionymi pokrzywami, wzbudzajac poploch wsrod wrobli, ktore zwykly zazywac kapieli w nagrzanym piachu sciezyny. Nawet wielki, pregowany kocur mlynarzowej prysnal raczo niby jelen na jej widok z rosochatej wierzby, gdzie zaczail sie chytrze na osobliwie wrzaskliwego skowronka. Zreszta zaden z wiejskich kotow nie mogl sie z Kotem Wiedzmy rownac, bo na magicznych nalewkach Babuni upasla sie i wyrosla niezmiernie, tak ze siegala wiesniakom do polowy uda, kly zas miala niby zbik. I choc wokol Kota Wiedzmy unosil sie zachecajacy, romantyczny zapach, a sloneczko przygrzewalo blogo, kocurowi nawet nie postala w glowie mysl o amorach. Owszem, byl to zabijaka straszny, lewe ucho stracil w nocnych bojkach i zanim grasanci spustoszyli Doline, nie przepuszczal nawet koteczce Wisenki, drobnemu zlotookiemu stworzeniu o dlugiej popielatej siersci, ktorego we dworze strzezono niczym drogocennej relikwii, bo kosztowalo nieledwie tyle co rozplodowa jalowica. Jednak z Kotem Wiedzmy inna byla sprawa. Prawde powiedziawszy, chetniej poszedlby w zaloty do samej Babuni Jagodki.
Jego rejterada pochlebila cokolwiek Kotu Wiedzmy. Pochwycila od niechcenia mlodego szpaka, watle kostki strzelily w poteznych zebiszczach. Nie zwalniajac kroku, Kot Wiedzmy otrzasnela z wasow ciemne piorka, przeciagnela sie leniwie. W wyschnietych trawach swierszcze graly jak szalone, gdzies w oddali owce pobekiwaly melancholijnie, a powietrze az falowalo od upalu. Przed wioskowa brama kocica zatrzymala sie i skrupulatnie naostrzyla pazury o pien pokrzywionej iwy, na ktorej chlopstwo zawiesilo niewielka kapliczke o lagodnym daszku, ulubione miejsce wypoczynku wioskowych kotow. Wlasciwie nie chcialo sie jej scigac zielononozek, nie przed wieczorem, kiedy goraco zelzeje troche, a kury do reszty zglupieja od mroku. Zgonila dwa laciate kociaki z wiosennych miotow, nazbyt glupie, by rozumiec, ze powinny bez zwlekania ustapic miejsca podobnej znakomitosci, i wygodnie ulozyla sie na daszku kapliczki. Miala stad swietny widok na gosciniec i wioskowy plac, upstrzony para dzikich gruszek i trzema oparszywialymi sliwami.
Przed wejsciem do swiatyni gromadka bab jazgotala rozglosnie, ale Kot Wiedzmy nie przysluchiwala sie im z uwaga. Wioskowe spory nie obchodzily jej nadmiernie, jak dlugo swieza smietanka cudownym sposobem pojawiala sie o swicie na progu wiedzmiej chaty i bylo komu skakac na grzbiet z przydroznej wierzbiny. Nie, zeby Kot Wiedzmy nie rozumiala, jak wiele trudu kosztowalo Babunie Jagodke spedzenie na nowo wiesniakow po ostatnim najezdzie grasantow. Owszem, pamietala bardzo dobrze, jak wyluskiwaly z lasu zaszyte w chaszczach i nieledwie jednym glosem beczace niedobitki bab i owiec. A takze, jak sie zasadzaly pospolu [link widoczny dla zalogowanych]
na gorskich sciezkach, wyczekujac pojedynczych grasantow, wedrownych handlarzy i wszelakiego luznego motlochu, co go mozna bylo czarownym sposobem zwabic do Wilzynskiej Doliny i zaprzac do wiesniaczego rzemiosla. Nawet teraz, wygodnie rozparta na daszku kapliczki, Kot Wiedzmy rozpoznawala czarnobrodego chlopa z siekiera na ramieniu. Do niedawna znano go w dolinach ponizej opactwa Cion Cerena pod imieniem Waligory, mial tam bowiem zwyczaj zasadzac sie na kupcow z potezna, nabijana kamieniami maczuga i gruchotac kosci tym, ktorzy nie chcieli sowicie oplacic sie na przejscie przez jego most. I nikt nie wiedzial, jakim sposobem Babunia Jagodka zdolala go oczarowac i zawlec do Wilzynskiej Doliny.
Poniewaz wszystko zdawalo sie isc utartym torem, Kot Wiedzmy przysnela na slonku, ostroznie, z lewym okiem czujnie uchylonym, nasluchujac, czy nie szykuje sie jakas sposobnosc do burdy. Bo Kot Wiedzmy bardzo lubila, jak sie wiesniacy brali za lby, i z zapalem rzucala sie w sam srodek bitki, drapiac i kasajac po rowno, co sie jej nawinelo. Jednak chlopstwo tez dobrze poznalo obyczaje wiedzmiego domowika i mialo sie na bacznosci - kiedy dostrzezono ja rozparta na daszku kapliczki, baby pospiesznie zebraly spodnice i z piskiem rzucily sie do swiatyni, zaparlszy dla pewnosci drzwi solidna deska. Dopiero pod wieczor, kiedy chlopi wracali z sianokosow, Kot Wiedzmy ozywila sie cokolwiek i, przyczajona w cieniu konaru, wypatrywala stosownej ofiary. Ogromnie lubila wczepiac sie pazurami w [link widoczny dla zalogowanych]
kedzierzawa czupryne Oslucha, szczerbatego dezertera z wojska jasnie ksiecia pana, ktorego Babunia Jagodka zdybala, jak podbieral jajca z wiejskich kurnikow. Juz zaczela sie sprezac do skoku na owego nieszczesnika, kiedy zza pagorka dobieglo ja razne turkotanie kol. Kot Wiedzmy zasyczala niechetnie: n
Post został pochwalony 0 razy
|
|